PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

GILI  ISLANDS

29.06.10
Selmat datang sorgawi – Witamy w raju.
Wszystkie trzy Gili Islands  reklamowane są bardzo chwytliwym hasłem: No cars, no bikes, no worries. I muszę przyznać, że rzeczywiście tak jest. Z daleka wyglądają jak trzy duże pizze położone obok siebie na turkusowym obrusie. Każda ma tylko taki sam szpinakowy topping. :) Na pierwszy przystanek wybrałyśmy Gili Trawangan. Wysiadłam z łodzi, stanęłam na białym piasku usianym muszlami i martwym koralem ( niestety inwazyjne metody połowu ryb za pomocą środków wybuchowych zbierają swoje smutne żniwo) zlustrowałam krajobraz i w końcu byłam usatysfakcjonowana. Tak właśnie wyobrażałam sobie tropikalne plaże i  niewyobrażalny lazur wody. Dokładnie taki odcień; gdzieś pomiędzy niebieskim a cyjanem.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
 

Trawangan jest najbardziej popularną i imprezową wyspą. Na stale zamieszkuje ją 1500 osób. Jedynym transportem są tutaj konne taksówki. Używane głównie do przewożenia turystów obładowanych bagażem jak też potrzebnych na wyspie towarów. Motoryzacja na szczęście tutaj nie dotarła bo i po co? Skoro całą wyspę można obejść dookoła w 2-3 godziny. :) Kiedyś była to mekka fanów muzyki rave oraz wszelkiego rodzaju grzybków. :) Dziś można powiedzieć, że podskoczyła parę oczek w górę. Świetne restauracje, bungalowy i kluby z najnowszą muzyką house to jakaś połowa wyspy. Reszta pozwala znaleźć ustronne schronienie w przystępnej cenie. Mieszkałyśmy na końcu wioski, dosłownie 15 sekund od morza w nowym domku z łazienką na wolnym powietrzu za 7 dolarów od osoby. To był chyba nasz najlepszy nocleg, biorąc pod uwagę miejsce w jakim się znalazłyśmy. Zwłaszcza, że mało który ośrodek był zaopatrzony w słodką wodę. Nie uśmiechało nam się myć spalonych słońcem ciał w morskiej solance pod prysznicem. Jeszcze tego samego wieczoru wybrałyśmy się obejrzeć zachód słońca w towarzystwie 2ch lokalnych amantów zwanych złośliwie przez Balijczyków mosquito long hair. Głównie dlatego, że swój proceder podrywania turystek traktują niczym pełnoetatową pracę. Zapuszczają dla nich włosy, z poświęceniem farbują je na blond najtańszymi wybielaczami, zaplatają warkoczyki przyozdabiane potem pastą do zębów i dumnie obnoszą swoje bezwłose torsy.

Indonezja
 
Nie miałyśmy pojęcia jak szybko zostaniemy uznane za zdobycz, z którą trzeba się  przespacerować główną ulicą. Na wypadek gdybyśmy nie wiedziały z której strony wyspy będzie zachodzić słońce chłopaki gotowe były nam pokazać palcem czerwoną kulę dyndającą nad horyzontem. Najbardziej rozbawiły nas jednak ich powitania i nawoływania wymieniane z innymi pijawkami. Ubawiłyśmy się całkiem nieźle podnosząc chłopakom prestiż. Tak zaabsorbowani lansem nie mieli nawet zamiaru zabawiać nas jakąkolwiek rozmową jak też chwilę im zajęło zanim zauważyli fakt, iż zdobycze prysły im spod nosa w drodze powrotnej. :) Wieczór spędziłyśmy na plaży z Francuzikami. Wystarczył jeden Ellie jako przedstawiciel płci męskiej w naszej czteroosobowej grupie a żaden długowłosy komar już się do nas nawet nie zbliżył. Muszę jednak oddać sprawiedliwość lokalnym przystojniakom, którzy ściągają tutaj z wielu wysp, po to aby prowadzić leniwe życie w cieniu palmy, okraszone chłodnym piwem na koszt turystek. Najprzystojniejszych Indonezyjczyków widziałam właśnie na Gilis.



Indonezja    Indonezja

Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja  Indonezja
Indonezja  Indonezja


 

30.06.10
Gili Meno jest najrzadziej odwiedzaną wyspą i można by tutaj naprawdę zapomnieć, że jest się w turystycznym miejscu gdyby nie ceny. Większość ośrodków należy do zagranicznych właścicieli a co za tym idzie, ceny są wysokie i nikt prawie nie jest zainteresowany negocjowaniem jakiejś zniżki, mimo iż dużo bungalowów świeci pustkami. Idealne  miejsce do zamieszkania nad pustą i cichą plażą ale niestety nie dla nas. Musiałyśmy  zadowolić się noclegiem w głębi wyspy, gdzie czułyśmy się jak na prawdziwej Indonezyjskiej wsi. Krowy smętnie wylegiwały się pod palmami zamiatając leniwie ogonami przebrzdłe muchy a nienormalne koguty darły  się jak opętane od 4 rano. W życiu nie słyszałam na polskiej wiosce czegoś takiego. Bezustanny prawie jazgot dymiących testosteronem kurzych amantów.
Na Meno zwróciłam dopiero uwagę jak sprytnie mieszkańcy wykorzystują martwy koral. Dodaje się go do podmurówki, wysypuje ścieżki tak jak u nas żwirem czy też obkłada drzewa zamiast używać do tego kamienia.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja  Indonezja
Indonezja


 

1/2.07.10
Gili Air przypadła mi do gustu najbardziej. Można chyba powiedzieć, że jej komercjalizm i koloryt lokalny są tutaj naprawdę dobrze wyważone. Taki złoty środek między Trawangan a Meno. Do tego trzeba by dorzucić starania restauratorów jak też właścicieli ośrodków wypoczynkowych zmierzające w stronę wyróżnienia się z tłumu. A to ozdobione martwym koralem i muszlami altanki i artystyczne instalacje a to konsola DJ-a umieszczona na drzewie lub wygodne kanapy ustawione tyłem do baru a  frontem w kierunku zachodzącego słońca. Takie drobiazgi, które jednak połączone razem dodawały wyspie przytulnego klimatu.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja    Indonezja


 

Oczywiście wszystkie miejsca opisywane przeze mnie mieściły się na obrzeżach wyspy i skupiały wokół plaży. W środku natomiast płynęło zupełnie inne życie, rytm nadawały tutaj czynności dnia codziennego i zwykłe prace wykonywane przez mieszkańców wioski. Trochę jak dwa różne światy. Czasem mieszkańcy ze zdziwieniem patrzyli na turystów, którzy próbując przejść wyspę na skróty wpadali na czyjeś prywatne podwórko, gdzie kobiety siedząc na ziemi obdzierały właśnie z piór zabitą kurę a hałaśliwe dzieci ganiały z kijami zwinnie uciekające przydomowe czworonogi. Ostatni wieczór spędziłyśmy tutaj w towarzystwie poznanych wcześniej globtroterów. Peter pochodził  z Australii i odbywał swoją sentymentalną podróż do miejsc, które odwiedził 20 lat temu  aby zobaczyć jak bardzo jego wspomnienia różnią się od rzeczywistości. W tym czasie jego żona przebywała z córką na Borneo gdzie pojechały odwiedzić adoptowanego wiele lat wcześniej orangutana. Natomiast syn pozostawiony sam sobie balował za trzech i wrzucał ojcu na facebooka fotki mieszkania w różnych stadiach post imprezowych. Bart natomiast przywiózł do tropików swego tatę, który okazał się być niesamowicie wesołym i pełnym sil witalnych sześćdziesięciolatkiem. Był to jego pierwszy raz kiedy wyjechał z Europy i odkrył w sobie miłość do podróżowania. Nie obyło się bez małych dramatów. Gdy pierwszy raz zabrał ojca na posiłek do lokalnego baru, Leo pozieleniały trochę na twarzy i  nie wyglądający na zadowolonego próbował opanować atak paniki. Potrzebował jakichś dwóch tygodni aby się zaaklimatyzować i otworzyć na nowe doznania, po tym czasie wcale nie chciał wracać do Belgii.  Muszę przyznać, że ten wyjazd był dla mnie zupełnie inny od poprzednich. Zamiast odkrywać nowe, zaskakujące i niezwykłe miejsca odkrywałam to samo ale w spotykanych ludziach.  Bardzo wiele osób z którymi miałyśmy kontakt podczas tej podróży wymykało się naszym ramom pojmowania tego co należy lub wypada robić ludziom w różnym wieku. Starsze małżeństwo podróżujące z dorosłymi prawie dziećmi na Gilis po to aby nauczyć się razem nurkować. Piękna 18-latka wysłana przez ojca do Indonezji na 3 tygodnie, która dostała bilet , niewielką kwotę pieniędzy oraz przykaz: Nie dzwoń do mnie, masz sobie sama poradzić. Czy też Michele, francuski wulkanolog, dla którego praca była też największym hobby i nawet swoje wakacje spędzał na zdobywaniu Indonezyjskich wulkanów. Takich osób było znacznie więcej i wszystkie, łącznie z polską parą nauczycieli eksplorujących co roku inny kraj w ramach swoich miernych pensji były dla mnie tylko potwierdzeniem, że nasz narodowy nurt do życia w stagnacji, negacji i wiecznym niezadowoleniu jest niczym innym jak fatamorganą. Żadna z tych osób nie mogła pochwalić się pękającym kontem w banku ale nie zniechęcało ich to do tego aby poświęcić coś w imię realizowania swego marzenia. I nic zupełnie nic nie wywoływało na ich ustach złośliwego uśmieszku czy wątpiącej kwaśnej miny.  Bo tak naprawdę wszystko, absolutnie wszystko co robią w zgodzie z sobą okraszając to jeszcze pasją  ma znaczenie...
Tutaj też przyszło nam pożegnać się z Francuzikami. My wracałyśmy na Bali, oni płynęli na Lombok.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja

 

Indonezja


 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |