PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

INDONEZJA

15/16.06.2010
Przyleciałyśmy do Jakarty wczesnym wieczorem. Niewyobrażalna fala mokrego upału przywarła mi do pleców. Proces oddychania na jakieś pół godziny przestał być zupełnie nieświadomą czynnością. Wciągałam w siebie gąbczaste powietrze i dziwiłam się, że za oknami pada deszcz. Nie powinien. Jednak padał nieustannie przez następne dwa dni naszego pobytu w stolicy. Zanim ostatecznie flegmatyczny oficer wbił mi do paszportu wizę musiałam odstać w tej leniwej kolejce ponad godzinę próbując  nie myśleć o tym jaka lepka zupa czeka na mnie na zewnątrz. Z letargu wyrwało mnie pytanie: Mr. Inga are you Mrs. or Miss? Pomyślałam sobie, że taki enigmatyczny tok myślenia Indonezyjskich urzędników dobrze wróży naszej podróży :) 
Wiedziałam, że nie ma co się nastawiać  na niesamowite widoki w tym piętnasto milionowym mrowisku ludzkim. Wszędobylskie motory i skutery przeciskające się miedzy samochodami i ludźmi na chodnikach. Lokalni mieszkańcy blokujący przejścia swoimi obwoźnym wózkami z jedzeniem, rowery ocierające się o przechodniów niczym wałęsające się koty no i oczywiście nagabujący sprzedawcy dobra wszelakiego. Chaotyczne i dynamiczne. Nowoczesne wieżowce,  niczym  nieskrępowane architektoniczne wyzwania powoli przechodzące w skrajnie ubogie domy z kawałka kartonu i paru desek. Porównując  Jakarte z Katmandu to pierwsze wypada znacznie lepiej. Jednakże przedmieścia przesiąknięte nędzą są takie same. Estakadą mkną wypasione fury, poniżej zupełnie inne życie prowadzi uboga rodzina mająca za jedyne schronienie szeroki pas asfaltu i betonowe wsporniki nad głową. Takie tylko obrazki zostały mi w głowie z Jakarty plus dysonans poznawczy. Zapomniałam dorzucić wszechobecnych muezinów, którzy już od 4 rano wzywali wiernych na modły. Nie mogę powiedzieć aby była to miła pobudka, zwłaszcza, że tylko nieliczni byli obdarzeni przez Allaha wybitną barwą głosu. Po dwóch dniach zwiałyśmy ze stolicy, spędzając większość czasu na Jl. Jacksa, ładując baterie, jedząc nasz pierwszy nasi goreng (smażony ryż z warzywami) i pijąc Bali kopi (niesamowicie przesłodzoną czarną kawę, która jest prawdziwym kopem kofeiny i glukozy).


 

Indonezja    Indonezja


Indonezja  Indonezja


17.06.10
Rano wyruszyłyśmy z Jakarty do Yogyakarty luksusowym pociągiem Argodwipangga, który wyposażony był nawet w klasę biznes za całe 25 dolarów od osoby. Myślę, że oprócz ryczącego na cały przedział telewizora i klimy nie posiadał on innych znamion luksusu. :) Byłam zaskoczona otwartością i opieką jaką obdarzyli nas pracownicy dworca kolejowego. Każdy chciał nam pomóc, łącznie z policjantem, który stał obok nas przy kasie gdy kupowałyśmy bilety. Myślę, że świadomi grabieży w takich miejscach Indonezyjczycy próbują uprzedzić fakty i nie dać się białym zgubić lub też okraść. Do Yogi dotarłyśmy późnym popołudniem i po raz pierwszy na Jawie przywitało nas tam słońce i zupełnie inny klimat niż w stolicy. Kabinowe ryksze, końskie taksówki, sklepy i galerie z batikiem nadają temu miastu łagodniejszy i bardziej duchowy wyraz. Do dziś rządy sprawuje tutaj Sułtan mieszkający jak na taką personę przystało w  pałacu oczywiście. Keraton jest dziś 200 letnim budynkiem dostępnym także dla zwiedzających. Pierwszą noc spędziłyśmy tutaj w najtańszym hostelu jaki zaliczyłyśmy w czasie całego pobytu. Za 2,5 dolara od głowy dostałyśmy naprawdę nędzny pokój ale za to z łazienką. O dziwo nic nas w nocy nie podjadało ani nie gryzło. :) Na drugi nocleg przeniosłyśmy się do popularnego miejsca Losmen Setia Kawan, który zdawał się być stworzony po to aby tutejszy lokalny artysta miał gdzie urzeczywistniać swoje wizje. Bedhot jest niczym Azjatycki Dali z inklinacjami do sobie tylko znanego lokalnego kiczu. Miejsce jest jednak godne polecenia, dzięki jego pracom ma swój niepowtarzalny klimat i przy tym bardzo przystępną cenę.


 

Indonezja    Indonezja


Indonezja      Indonezja
 

18.06.10
Wczesnym rankiem wyruszyłyśmy na wyprawę w poszukiwaniu duchowego oblicza Jawy, którego inkarnacją miały być realne i namacalne kamienne świątynie. Obie zaliczane są do  najznamienitszych w Indonezji. Borobudur jest największym zabytkiem buddyjskim na świecie. Ogromna stupa została wzniesiona około VIII-IX wieku, czyli znacznie wcześniej niż słynne Angkor Wat w Kambodży. Pełne znaczenie i funkcja jaką pełnił ten kompleks świątynny jest wciąż nieznana. Jej losy też nierozerwalnie związane są z aktywnością pobliskich wulkanów, które przyczyniły się do tego, że zamiast imponującej świątyni widziano tutaj przez wieki tylko popiół i szarą ziemię porośniętą bujną roślinnością. Droga jaką każdy z tych 1 300 232 kamiennych bloków pokonał aby znaleźć się z powrotem na swoim miejscu była bardzo długa. Dziś dzięki UNESCO można przechadzać się po długich tarasach (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) i podziwiać ażurowe miniaturowe stułpy w których zamknięta są figurki medytującego Buddy. Dwa posągi pozostawiono bez przykrycia aby mogły spoglądać nostalgicznie na pobliskie góry. Pod koniec naszego dwugodzinnego zwiedzania wpadła na nas grupka młodych dziewczynek z pobliskiego miasteczka, które spędzały tam swój wakacyjny poranek na odrabianiu pracy domowej. Codziennie przez cztery godziny musiały zaczepiać napotkanych turystów i prosić o chwilę rozmowy po angielsku. Taki właśnie świetny skądinąd sposób na praktyczne ćwiczenia z zakresu  posługiwania się obcym językiem są u nich bardzo popularne. Po bardzo miłej rozmowie musiałyśmy wpisać dziewczynkom ocenę do zeszytów i złożyć  swój podpis. Myślę, że to świetny pomysł, który można by wypromować w Polsce. Nie wyobrażam sobie tylko naszych uczniów poświęcających swój wakacyjny czas na chodzenie np. po Starym Mieście w Krakowie i wyszukiwanie obcojęzycznych turystów.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja

 


Niedaleko Borobudur znajduje się mniejsza świątynia Candi Mendut. Piękne reliefy  przedstawiające zwierzęta lub scenki z opowieści ludowych zdobią całą budowlę. Wewnątrz chłodnej i wilgotnej sali znajdują się 3 posągi. Największy posąg Buddy Sakjamuni znajduje się po środku, natomiast po jego prawicy i lewicy umiejscowiono dwóch bodhisattwów – przyszłych buddów, obecnie uznawanych za oświeconych.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja


Po południu pojechałyśmy do Prambanan. Jest to dla odmiany hinduistyczny kompleks kilku strzelistych wież, z których każda jest dedykowana innemu bogu. Niedługo po wybudowaniu miejsce to zostało całkowicie opuszczone i popadało w ruinę. Dziś wciąż przeprowadza się tutaj restauracje świątyń a wiele kamiennych bloków poskładanych w nierówne kupki czeka na to aby trafić na swoje miejsce. Niektóre puzzle tej układanki jednakże nigdy nie będą do siebie pasować. Ta mozolna praca została przerwana przez trzęsienie ziemi w 2006 roku.  Wiele budynków od tamtej pory ponownie stanęło na „ nogi” a raczej powinnam powiedzieć na fundamenty. Nie wszystkie jednak są na tyle bezpieczne aby pozwalać turystom zajrzeć do ich środka. W Prambanan nie spędziłyśmy zbyt wiele czasu. Z zaskoczeniem odkryłyśmy, że dla całego mnóstwa szkolnych wycieczek największą atrakcją nie były monumentalne arcydzieła starożytnej architektury tylko …my. :)  Nigdy w życiu nie pozowałam do zdjęć tyle co tutaj. Na niektóre fotki załapały się tylko moje nogi, reszta była całkowicie zasłonięta przed podekscytowane nastolatki próbujące przywrzeć do mnie jak najszczelniej. Marlenka była jednak największą atrakcją z przyczyn oczywistych. 180cm wzrostu i długie blond włosy robiły swoje. Teraz przynajmniej wiem, jak czują się ludzie mieszkający w popularnych miejscach do znudzenia fotografowani przez turystów. Z drugiej strony zapewne wszystko rozbiłoby się o mniej lub bardziej natarczywe gapienie się i szeptanie gdyby do krajów ubogich tak dynamicznie nie wkroczyła  technika. Dziś prawie każdy nastolatek w porwanych trampkach ma lanserski telefon, który nawet u nas byłby marzeniem niejednego podrostka. Teraz jesteśmy wyposażeni w taką samą broń :)



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
 

19.07.10
Cały następny dzień spędziłyśmy w minivanie jadąc jedyną główną drogą przecinającą Jawę z zachodu na wschód. Ubogie gospodarstwa, wioski i miasteczka to był nasz monotonny widok za oknem. Aby zobaczyć jakąś piękną plażę czy wyjątkową mieścinę, trzeba by zboczyć z głównej drogi i eksplorować coś więcej niż obrzeża szosy. W końcu mknąc autostradą w jakimkolwiek kraju Europy ciężko wyrobić sobie rzetelne zdanie na temat tego jaki on naprawdę jest. My jednak nie miałyśmy już na to czasu, naszym celem był teraz wulkan Bromo. 
W czasie podróży nie mogłyśmy jednak narzekać na zbyt wielką nudę. Co jakiś czas w oddali wyrastał piękny wierzchołek wulkanu ubrany dostojnie w białe strzępki chmur. Jawa jest dosłownie upstrzona wulkanami niczym twarz nastolatka pryszczami. Do tego dorzucić by można jeszcze wolną amerykankę na wszystkich drogach. Niejednokrotnie wciskałam cztery litery w siedzenie patrząc jak z jezdni dwupasmowej robi się jeden pas szybkiego ruchu po którym równoległe porusza się kilka samochodów plus wskakujące na pobocze motory. Nikt się nie przejmuje faktem, że z naprzeciwka jedzie taka sama flanka pojazdów. Nie mogliśmy uwierzyć, że obyło się bez żadnej tragedii. Zwłaszcza, że większość osób jeżdżących motorami nie posiada kasków; ani dorośli ani dzieci wożone z przodu lub wciśnięte miedzy rodziców i koguty. Strach pomyśleć jak to się kończy, kiedy już dojdzie do jakiegoś wypadku.


 

Indonezja


Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja
 

Zaprzyjaźniliśmy się też z bardzo fajną parą Francuzów, z którymi podróżowaliśmy potem przez następne dwa tygodnie. Adeline ze swoją jasną karnacją i czerwoną czupryną była teraz sensacją numer jeden wśród lokalnej ludności. Elie okazał się być niesamowicie wyluzowanym szefem francuskiej restauracji, DJ-em muzyki house i minimal z długoletnim stażem. Właściwie był chyba bardziej artystą niż kucharzem. Adline opowiadała nam, że czasem budzi się w środku nocy i biegnie po papier i długopis bo przyśnił mu się nowy przepis, który koniecznie musi wypróbować :)



Indonezja  Indonezja


20.07.10
Dotarłyśmy do Probolinggo około północy, po czym padłyśmy na łóżka niczym śnięte ryby. Nie dane nam było jednak wyspać się tej nocy. O 3 rano byłyśmy już na nogach, nakładając na siebie co się da aby nie zamarznąć na szczycie Gunung Bromo gdzie o 6 temperatura potrafi spać sprawie do zera. Najpierw pojechałyśmy wynajętym jeepem do punktu widokowego z którego można ujrzeć wulkan w całej okazałości. Gunung Penanjakan znajduje się jakieś 3 km od Bromo. Można stąd podziwiać całą skompikowaną strukturę wulkanu, który składa się z czterech szczytów przytulonych do siebie wewnątrz porośniętej roślinnością i przyprószonej piaskiem płaskiej kaledry. Bromo jest wciąż czynnym wulkanem, smrodzącym zgniłymi jajkami i nie stroniącym od erupcji raz na kilka nawet lat. Uroku księżycowym wręcz klimatom dodaje puszczający dymka w oddali najwyższy szczyt na Jawie – Gunung Semeru. Jednak to piękno roztaczające się przez obiektywem mego aparatu nijak się miało do scen dantejskich wręcz odbywających się za moimi plecami. Taras widokowy nie jest zbyt duży, natomiast chętnych na zapierające dech w piersiach widoki całe tabuny. Tak naprawę byłam rozczarowana tym miejscem. Aby dopchać się do barierki i zrobić zdjęcie trzeba było używać siły i podstępu. Zupełnie bezzasadne wydało mi się pojawianie się tutaj o wschodzie słońca kiedy tak naprawdę koło godziny 8 tłumy zaczęły rzednąć i można było spokojnie się poruszać. Na samym Gunung Bromo było już znacznie lepiej. Wystarczyło wspiąć się na jakieś 250 stopni i znaleźć sobie spokojne miejsce na krawędzi wulkanu.



Indonezja    Indonezja
Indonezja    Indonezja

Indonezja


Indonezja    Indonezja

Indonezja

 


Około południa wyruszyliśmy samochodem na Bali. Podróż miała trwać 8 godzin jednak potem okazało się, że trwała 12. Pomijam fakt, że w Indonezji czas zupełnie inaczej płynie, jest bardzo elastyczny i zawsze niemiłosiernie się wydłuża a spóźnianie się jest czymś tak naturalnym jak upał w tropikach. Trzeba się do tego liczyć z korkami, częstym łapaniem gumy i próbą wysadzenia turysty gdzieś po drodze. Później już zawsze zakładałyśmy, że podany czas podróży jest w Bali time i trzeba do tego dorzucić coś ekstra.


 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |