PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

2 maj 2008 Tokyo

Tsukiji Fish Market to miejsce niewyobrażalnych rozmiarów w kontekście tego co nam kojarzy się z bazarem. Wysokie, zadaszone hale ciągną się wzdłuż rzeki Sumida-gawa. Podobno tutejsza olbrzymia chłodnia mogłyby pomieścić dziesięciodniowe zapasy żywności dla całego miasta. Praca zaczyna się tutaj praktycznie w nocy, gdy świeżo zwożone ryby są sprzedawane na aukcjach, zanim trafią w ręce sprzedawców a potem zapewne do dobrego sushi baru. W wąskich uliczkach panuje ścisk i pozorny chaos. Między przeciskającymi się turystami biegają pracujący handlarze, jeżdżą wózki obładowane rybami, gdzieś jakaś ryba wyskoczy z beczki, inna ochlapie cię śmierdzącą wodą podskakując w ciasnym kontenerze. Można tutaj znaleźć chyba wszystkie morskie żyjątka jakie człowiek sobie tylko zamarzy. Sama aukcja, którą turyści mogą oglądać z pewnej odległości aby nie przeszkadzać pracującym rybakom i handlarzom zaczyna się właśnie o 5 rano. Widok dziesiątków rozparcelowanych morskich stworzeń wszelkiej wielkości, krwistoczerwonych, ogromnych połaci tuńczyka krojonego na straganach, samotnych, zbłąkanych rybich głów leżących na ziemi zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Była we mnie mieszanka fascynacji tym niesamowicie precyzyjnym mechanizmem jakim okazał się Tsukiji Market i dojmującego smutku wywołanego widokiem tej martwej masy zwierzęcych ciał. Może to zabrzmi dziwnie ale to jest moim zdaniem jedno z miejsc w Tokyo, którego nie można przegapić ani z niczym porównać.



Japonia Japonia

Japonia Japonia

Japonia Japonia

Japonia
 

Wracając wstąpiłyśmy do baru sushi, gdzie Marlenka kupiła sobie całe pudełko różnorakich ryb i skorupiaków, którymi zajadała się potem na lunch. Według jej opinii było to najlepsze sushi jakie jadła w życiu i w całej Japonii. Niestety ja dla odmiany miałam ochotę tylko na dania mleczne i zbożowe po takim traumatycznym początku dnia. Przed południem postanowiłyśmy zobaczyć jeszcze Pałac Cesarski, mimo iż pogoda była marna i zanosiło się na deszcz. Jakież było nasze rozczarowanie gdy okazało się, że faktycznie rezydencja cesarskiej rodziny jest niczym forteca. Oprócz potężnych kamiennych murów, drzew i fosy niewiele udało nam się zobaczyć. Trudno sobie wyobrazić obszar 110-ciu hektarów w centrum miasta, który jest niczym rezerwat przyrody, z jeziorkami, lasami, mostami ukrytymi przed ciekawskim spojrzeniami gapiów i turystów. Trochę jak tajemniczy ogród ...



Japonia
 

Pałac cesarski to był mój punkt programu teraz przyszła kolej na Marlenki listę życzeń. Numerem jeden okazało się kocie królestwo nekobukuro, czyli połączenie ekskluzywnego hotelu z domowym zoo. Potrzeba jest matką wynalazku jak wiadomo nie od dzisiaj, w przypadku tego kociego przybytku teoria ta sprawdza się w 100 procentach. W ciasnych mieszkaniach czy też luksusowych  apartamentach oraz przy bardzo długim dniu pracy większość Japończyków nie może sobie pozwolić na posiadanie zwierzaka w domu. Co nie oznacza, że takiej potrzeby nie mają. Dlatego zawsze gdy zapragną fizycznego kontaktu z czworonogiem mogą odwiedzić całe stado kociaków wszelakiej maści i wielkości i spędzić z nimi tyle czasu ile potrzebują. Otoczone troskliwą opieką, mieszkające w czystych i w pełni umeblowanych boksach leniwce ras wszelakich miały nas głęboko w nosie. Zarówno nasze pieszczoty jak i ociekający słodyczą głos ;) Największe wrażenie zrobił na nas ogromny Mine Coon przypominający z pyska bardziej lwa niż kota ledwo mieszczący się na zainstalowanym w jego salonie szezlongu.



Japonia Japonia

Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

Po południu pojechałyśmy zobaczyć największe podobno skrzyżowanie świata i dać się wciągnąć tej masie ludzi, która porusza się jak fala. Shibuya nie była tak zatłoczona jak się tego spodziewałyśmy dlatego aby doświadczyć pełnego wrażenia bycia wessanym przez ludzki wir wróciłyśmy tutaj jeszcze raz wieczorem. Faktycznie ruszając na zielonych światłach wprost na tłum ludzi idących z naprzeciwka ma się wrażenie, że człowiek będzie obijał się o nich jak boja o fale. Ale zasada jest jedna; trzeba iść pewnie przed siebie nie wykonując żadnych niezdecydowanych ruchów ciałem, wtedy jakimś dziwnym trafem ludzka rzeka się rozstępuje i przepływa obok, wciąż jednak bardzo blisko. Wieczorem można tutaj spotkać mnóstwo młodych ludzi, wyglądające i ubierające się jak lalki dziewczyny i młodych chłopaków w garniturach, z całkowicie odjechanymi fryzurami. Przy jednym z wejść do metra spotkałyśmy grupę składającą się z kilku szkolnych uczennic i nastoletnich chłopaków stojących z transparentami z napisem: Free hug for everybody. Zastanawiałyśmy się czy nie była to akcja skierowana w stronę przełamywania konwenansów i buntowania się przeciwko japońskiej powściągliwości. Tak czy siak nie dałyśmy się jednak skusić.



Japonia Japonia

Japonia Japonia
 


 

Późnym wieczorem wylądowałyśmy na słynnej dzielnicy rozrywki Roppongi. Może dlatego, że byłyśmy w Tokio w czasie Golden week  kiedy dużo osób korzysta z wolnego i ucieka z miasta nie natrafiłyśmy na osławione już tłumy w metrze czy na głównych ulicach. Roppongi mimo późnej pory wydała nam się trochę senna i pustawa, dodatkową atrakcją był padający cały wieczór deszcz więc poszłyśmy na kolację i jednego drinka do klubu. Jak słusznie zauważyła Marlenka siedząc przy barze i przyglądając się bawiącym się ludziom różnych narodowości, że czuje się jakby była na Leicester Square w jednym z Londyńskich klubów, z tą niewielką różnicą, że zwykłe martini kosztowało tutaj więcej. Aby tak naprawdę zobaczyć jak bawią się Japończycy trzeba po prostu wiedzieć gdzie pójść a najlepiej jeszcze zrobić to z kimś kto zna miasto bardzo dobrze, zarówno jego życie dzienne jak i nocne :)


 

3 maj 2008 Tokyo

 

Zaspałyśmy. Nie z powodu jednego wieczornego drinka bynajmniej ale porannego wstawania z tokijskimi kurami....przepraszam... rybakami :) Chciałyśmy odwiedzić słynne stajnie sumo (heya) ale turyści są tam wpuszczani tylko na poranne treningi do godziny dziesiątej. Byłyśmy pewne, że nie dane nam będzie zobaczyć prawdziwych sumitów gdy po rozmowie z recepcjonistką w naszym hotelu okazało się, że jeszcze nie wszystko stracone.
Wielkie turnieje sumo odbywają się w Tokyo w styczniu, maju i wrześniu. W związku z majowym turniejem (Natsu Basho) który miał rozpocząć się 11 maja urządzano weekendowy festyn przed stadionem Ryogoku Kokugikan.  Można było wejść do środka i obejrzeć jak wygląda sumo ring (dohyo) co nie zdarza się zbyt często. Byłam zaskoczona miejscami siedzącymi dla widzów. Większość z nich podzielona była na małe kwadraty, wyłożone czerwoną wykładziną i oddzielone od siebie metalowymi barierkami znajdującymi się poniżej kolan. Zastanawiałam się ilu japończyków grzecznie ugniatających swoje pośladki piętami mieści się w takim jednym boksie. Przed głównym wejściem zawodnicy niższej rangi częstowali zwiedzających jedzeniem, które sami przygotowują dla siebie każdego dnia. Wbrew mylnej opinii nie są  to leniwce, których głównym zajęciem jest jedzenie i tycie. Zapaśnicy niższych rang wstają wcześnie rano, ćwiczą, gotują i sprzątają, wyżsi rangą wstają później, ale poświęcają na trening nie mniej niż 4 godziny dziennie. Czas wolny mają dopiero wieczorem. Do treningu fizycznego trzeba dodać trening ducha. Medytacje, ćwiczenia na koncentrację czy gromadzenie energii przed walką są dla nich tak samo ważne. Może dlatego zawodnicy sumo cieszą się w swoim kraju takim poważaniem i estymą. Gdy w południe pojawił się w holu jeden z najznakomitszych obecnie zawodników tłum ludzi obstąpił go szemrząc z szacunkiem. Matki podtykały mu swoje dzieci aby je dotknął albo uścisnął ich małe łapki. Tutaj naprawdę czuło się, że są to ich bohaterowie narodowi, traktowani prawie jak bóstwa. Przez krótki moment stałam obok tego wielkiego, pulchnego zawodnika o twarzy małego, zagubionego chłopca. Rozbawił mnie widok jego ogromnych stóp wylewających się wręcz z płaskich japonek. Nie sposób było się do niego nie uśmiechać, zwłaszcza po tym jak dowiedziałyśmy się jakie ma hobby. Okazało się, że w wolnym czasie wzbudzający respekt wielki mężczyzna oddaje się bardzo zaskakującemu zajęciu. Swoimi obłymi, przypominającymi serdelki palcami nawleka na nitkę małe koraliki i tworzył z nich różne wzory i postacie. Można było obejrzeć w gablotce połyskujące różowe serduszko, króliczka i inne słodziaki....Takie rzeczy możliwe są tylko w Japonii!
Najsmutniejsze było to, że kariera tego młodego sumity dobiegała powoli końca z powodu....łysiny. Niestety zawodnik, który nie może spiąć włosów na czubku głowy w tradycyjny dla tego sportu sposób musi pożegnać się ze sławą. Może wtedy założyć własną szkołę o ile jego mistrz mu na to pozwoli.



Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

Ponieważ w Kioto nie udało nam się obejrzeć Kabuki postanowiłyśmy iść na jakieś przedstawienie do Kabuki-za Theatre  po południu. Ten ponad 100 letni, piękny budynek położony jest w dystrkcie Ginza i jak większość drewnianych, zabytkowych budowli w Japonii też ma pożar na swoim koncie. Spektakle odbywają się tutaj praktycznie każdego dnia, a nawet dwa razy dziennie. Każda sztuka trwa średnio 4-5 godzin i jest ucztą dla miłośników teatru i próbą cierpliwości dla niektórych turystów ( drzemki zdarzają się tutaj często). Można też kupić bilety na poszczególne akty, które trwają średnio godzinę. My wybrałyśmy tą opcję, nie z obawy przed nudą ale raczej z powodu ograniczeń czasowych. Dostałyśmy już tylko miejsca stojące na 4 piętrze. Każdy turysta może wypożyczyć sobie zestaw słuchawkowy z angielskim narratorem, co pomaga zrozumieć nie łatwe nawet pod względem wizualnym przedstawienie. Wszystko odbywa się tam w czasie rzeczywistym, więc gdy żona pomaga założyć mężowi strój samuraja trwa to około 10 minut. Warto wspomnieć, że role żeńskie w tym teatrze grane są przez mężczyzn od zgoła 400 lat. Kobietom zabroniono udziału w przedstawieniach gdy w XVII wieku sceny z ich udziałem uznawane były coraz częściej za brutalne i wyuzdane. Jako teatr pokazujący zwykłe życie w przeciwieństwie do heroizmu bohaterów zyskał sobie ogromne rzesze fanów. Wielu japończyków w czasie przedstawienia było naprawdę pochłoniętych sztuką, często było słychać Kakegoe czyli okrzyki aprobaty po niektórych scenach czy wypowiedzianych przez aktorów kwestiach. Zazwyczaj wykrzykuje się ich imię sceniczne lub imię domu aktorskiego z którego pochodzą.



Japonia

Japonia Japonia
 


 

Do naszego Guest House wróciłyśmy wczesnym popołudniem, ponieważ musiałyśmy się przeprowadzić na naszą ostatnią noc w Tokio do hotelu kapsułowego. Takiej atrakcji nie mogłyśmy sobie darować!
Na szczęście Marlena przemyślała sprawę i zarezerwowała nam nocleg w tej samej dzielnicy, także w ciągu 20 minut doszłyśmy spacerkiem do Capsule Hotel Asakusa Riverside. Jak nazwa wskazuje hotel znajdował się nad brzegiem rzeki i jak każdy tego typu blisko metra. Za 3000 jenów, mogłyśmy doświadczyć czym jest spanie w „hotelu ostatniej nadziei”. Korzystają z takich miejsc głównie panowie, którzy nie zdążyli na ostatni pociąg lub metro albo zabalowali i boją się pokazać w domu. Jest też sporo turystów ciekawych jak i my czym jest nocowanie w sześcianie ;). Większość jest męskich, tylko niektóre hotele mają piętra dla kobiet. Cóż, muszę przyznać, że byłam rozczarowana. Po pierwsze miejsca w tym stylu nie są w większości przygotowane na turystów podróżujących z całym dobytkiem na plecach. Duży bagaż zostawia się luzem obok recepcji a na górę zabiera tylko najpotrzebniejsze rzeczy. W szafce na piętrze mieści się jedynie garnitur i aktówka, w naszym przypadku kosmetyczka i ciuchy na zmianę. Każdy gość  jednakże dostaje piżamkę i szczotkę do zębów. Przyznam się, że parę razy zjeżdżałam z 8-go piętra na dół w odwiedziny do swego plecaka; a to zapomniałam tego a to owego. Łazienkę mieliśmy tylko jedną, do tego w stylu japońskim na całe dziewięć pięter. Za to na każdym już były toalety i umywalki. Sama kapsuła nie była aż tak mała jak oczekiwałam, spokojnie można było w niej usiąść czy się przebrać, aczkolwiek spanie było tragiczne. Mimo włączonej klimatyzacji było duszno i sucho, przez bambusową matkę imitującą drzwi wpadało światło z korytarza, które świeciło się całą noc. Nie można tego nazwać spaniem w moim przypadku, raczej letargiem. Zwiałyśmy stamtąd wcześnie rano.


Japonia
 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |