PrivPlanet
PrivPlanetPrivPlanet
Strona główna
Foty wszelakie
Japonia
Nepal
Estonia
Indonezja
Łotwa
Słowenia
Dania
Islandia
Kuba
Grenlandia
Maroko
Hiszpania
Rosja

27 kwiecień 2008 Kyoto

 

Wstałyśmy bardzo wcześnie, pewne z powodu „ jet lag” nie mogłyśmy się jeszcze przestawić na japoński czas (+ 9 godzin). Pierwszy dzień w Kioto eksplorowałyśmy miasto z tak zwanego” buta”. Dużo osób zwiedza Japonię jeżdżąc na rowerach ale nie dałyśmy się skusić. Rowerzyści w tym kraju pedałują zaciekle po chodnikach, między pieszymi, slalomem, często wymuszając ustąpienie im z drogi. Przy głównych ulicach chodnik jest zazwyczaj podzielony na dwie części ale nikt tego raczej nie przestrzega. Natomiast w wąskich bocznych uliczkach nie ma chodników, trzeba ustępować miejsca jadącym samochodom, no chyba, że znajdzie się wąski pasek jezdni oddzielony białą linią i będący substytutem chodnika. Wychodząc z domu ląduje się praktycznie od razu na ulicy, mimo to prawie przy każdym, nawet najmniejszym domostwie na wąskich krawężnikach cisną się stłoczone doniczki z kwiatkami i drzewkami bonsai. Dodaje to niesamowitego uroku, zwykłym budynkom i ciasnym ulicom pozbawionym zieleni. Wolna przestrzeń w mieście jest na wagę złota dlatego pojęcie podwórka w kontekście pasa zieleni z ławkami i krzaczkami w Japonii nie istnieje.



Japonia Japonia

Japonia

Japonia Japonia
 

Sprawą priorytetową w pierwszym dniu było dla nas załatwienie Japan Railway Pass, dlatego najpierw poszłyśmy na dworzec. Gdyby nie ten otwarty bilet dla turystów zwiedzanie Japonii byłoby chyba niemożliwe.
Transport jest horrendalnie drogi w tym kraju; za nasz 2 tygodniowy bilet zapłaciłyśmy 45 tysięcy Y. A wyjeździłyśmy go zapewne dziesięciokrotnie. Nawet niektóre linie autobusowe były obsługiwane przez JR i mogłyśmy jeździć autobusami korzystając z tego biletu-przepustki. Shinkansen dojeżdża prawie wszędzie, ale jeśli ktoś zamierza wyruszyć w góry lub eksplorować małe wioseczki trzeba się liczyć z dodatkowymi opłatami za prywatne linie autobusowe czy kolej górską.
Po drodze do stacji zwiedziłyśmy naszą pierwszą buddyjską świątynię; Higashi Honganji której założycielem był Shinran Shonin twórca buddyjskiej szkoły Jodo Shinshu. Drewniane, wypolerowane podłogi, skrzypiące deski i  niesamowicie grube liny plecione z włosów kobiet to moje pierwsze wspomnienia z buddyjskiej Świątyni.




Japonia Japonia
 

Jedną też z pierwszych rzeczy, która mnie zaskoczyła w Kioto była cisza. Mimo dużego ruchu na ulicach, sporej ilości ludzi dookoła Japońskie miasto nie przygwoździło mnie kakofonią dźwięków tak jak się tego spodziewałam. Zapewne to zasługa japońskich katalizatorów, może też jakiś nowoczesnych pochłaniaczy hałasu. Japończycy zresztą też się do tego wrażenia przyczyniają; w miejscach publicznych zachowują się w sposób o wiele bardziej powściągliwy niż my. Nikt tam nie krzyczy, nie słychać wrzeszczących czy płaczących dzieci a w autobusach i pociągach obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych. Podróżując prawie codziennie pociągami uznałyśmy to za błogosławieństwo. Nie trzeba przymusowo wysłuchiwać bezsensownych monologów współpasażerów jak to ma miejsce w naszym kraju i nie tylko...
Jeśli ktoś ma niezbyt dużo czasu na Kioto najlepiej jest skupić się na wschodniej (Higashiyama district) i zachodniej (Arashiyama ) części miasta, środek w takim wypadku można potraktować ulgowo. Z dworca do wschodniego dystryktu świątynnego leżącego u podnóża gór szłyśmy około godziny. Spacer urokliwymi uliczkami od świątyni Kiyomizu –dera do Heian-jingu Shrine (Hram) zajął nam całe przedpołudnie. Ten ogromny kompleks świątynny został wybudowany na 1100-tną rocznicę założenia miasta. Właśnie w tej świątyni po raz pierwszy uczestniczyłyśmy w buddyjskich modłach. Niesamowicie efektowne i bogate wnętrza, zapalane przez wiernych świece i kadzidła oraz dźwięk bębna i głosy modlących się mnichów zrobiły na nas niezapomniane wrażenie, to był prawdziwy przedsmak tego co czekało nas w Koya san.



Japonia Japonia

Japonia

Japonia Japonia

Japonia
 

Zrobiłyśmy sobie małą przerwę na kawę i wygrzewanie się na słonku  w Maruyama Park. Po raz pierwszy widziałam japoński ogród i na własne oczy mogłam się przekonać czym jest pojęcie estetyki, przemyślanej koncepcji i porządku w japońskich ogrodach. W parku spotkałam młodego japończyka z cavalierem i jako kosmopolityczna miłośniczka psów nie mogłam przejść mimochodem. Chłopak bardzo dobrze mówił po angielsku, co w Japonii jest ewenementem, okazało się, że studiował w Stanach i dlatego zapewne był bardziej otwarty i kontaktowy niż większość jego rodaków. Podpowiedział mi na czym się skupić w tak krótkim czasie a czego nie można ominąć. Dostałam też od niego cenną radę w kwestii savoir vivre’u. Zdarzyło mi się już w ciągu tego jednego dnia zaczepiać ludzi na ulicy i pytać o drogę. Dobrze jest nauczyć się paru zdań przynajmniej i zwrotów związanych z poruszaniem się po mieście. Jednakże każdy zaczepiony przeze mnie japończyk reagował tak samo; podskakiwał przestraszony, śmiał się nerwowo i wymachując rękami upewniał się, że zwracam się do niego. Co prawda nie zapominałam o podstawowym zwrocie „sumimasen” ale to i tak niewiele zmieniało.
Dowiedziałam się, że japończycy tak reagują z prostego powodu. Nie wyglądam jak oni a do tego jeszcze biorę ich z zaskoczenia, wyrastając im przed samym nosem. Jeśli ja potrzebuję czyjejś pomocy powinnam podejść do tej osoby zachowując większy dystans, ukłonić się mówiąc „sumimasen” i dopiero potem pytać o drogę itp. To daje im czas aby oswoić się z nową i nieoczekiwaną dla nich sytuacją. Od tamtej pory stosowałam się do tej zasady i żadnego już japończyka nie przyprawiłam o palpitacje serca :)



Japonia Japonia

Japonia
 

Z Higashiyamy poszłyśmy spacerkiem do Gion, oczywiście w poszukiwniu Geisz, XVII -wiecznych herbaciarni i najpiękniejszych uliczek w Kioto. Właśnie w Gion debiutowała słynna Mineko Iwasaki autorka książki „Geisha z Gion” obalającej sporo mitów dotyczących tego zawodu i zarazem ukazującej wszystkie blaski i cienie bycia żywym dziełem sztuki. Nazwa geisha powstała z połączenia 2-ch wyrazów: gei (sztuka) i sha (człowiek) aczkolwiek nie jest to termin używany przez Japończyków, raczej przez ludzi zachodu. W Japonii używa się określeń maiko-san i geiko-san.
Spacerując po Gion udało nam się uniknąć tłumów ludzi a niektóre uliczki świeciły wręcz pustkami. Właśnie tego było nam trzeba aby poczuć niesamowity klimat starej Japonii. Jednak wystarczyło czasem wyżej podnieść głowę aby zobaczyć prężące się z tyłu brzydkie dachy nowoczesnych budynków, okalających ciasno ten rezerwat wiekowej Japonii. Najbardziej przypadła nam do gustu Tatsumi- bashi dori wzdłuż której płynie Shirakawa jak też cały Shinbashi district . Kiedy spotkałyśmy w tym malowniczym miejscu 4 młode geisze byłyśmy zachwycone. Mimo wzbudzanego ogólnego zainteresowania, dziewczyny skromnie uśmiechały się do turystów i dawały sobie robić zdjęcia. Nieprzyjemnie zrobiło się gdy pojawiły się młode turystki z Chin podtykające swoje aparaty geiszom pod nos. Widać było, że źle się czują w tej sytuacji, odwracały się bokiem i chowały głowy. Napastliwe i krzykliwe dziewczyny zdawały się tym w ogóle nie przejmować. Głupie laski odpuściły dopiero gdy jedna z dziewcząt miała pełne oczy łez. Niesamowita była ta ich bierność. Dziewczyny nie broniły się w ogóle w normalny wydawałoby się w takiej sytuacji sposób, nie podniosły głosu, nie wykonały żadnego gestu aby je odstraszyć.
Z Gion późnym popołudniem wróciłyśmy do naszego Guest Hause’u nie czując nóg.



Japonia Japonia

Japonia

Japonia

Japonia Japonia

Japonia Japonia

 

28 kwiecień 2008 Kyoto


 

Wstałyśmy wcześnie aby przed 8 wyruszyć do Arashiyama Katsura, ponieważ sporo zaplanowałyśmy na ten dzień i nie chciałyśmy aby zabrakło nam na coś czasu. Okazało się to bardzo dobrym posunięciem, do 10 miałyśmy naprawdę wspaniałe warunki na zwiedzanie; pusto i cicho. W drodze powrotnej na stacje przeciskałyśmy się już przez tłumy japończyków, rozkrzyczane dziewczynki w mundurkach i pstrykające dookoła aparaty. Arashiyama jest obrazkowym dystryktem świątynnym, leżącym u podnóża gór. Okalający to miejsce bambusowy gaj jest jedną z większych atrakcji w Kioto. Tutaj właśnie kręcono słynne „latajce” sceny walk w „ Domu latających sztyletów”. Dałyśmy się skusić na lokalny przysmak sprzedawany przez  babinkę w środku lasu. Młode, grillowane kawałki bambusa. Bardzo byłyśmy rozczarowane....może jako dodatek do potraw bambus całkiem dobrze się komponuje z daniem głównym ale sam jest twardy, łykowaty i mdło-gorzkawy. Bynajmniej nie byłyśmy zachwycone. Na pocieszenie kupiłyśmy sobie lody  o smaku zielonej herbaty, które szybko stały się moim numerem jeden.



Japonia Japonia

Japonia

Japonia

Japonia
 

Po południu zafundowałyśmy sobie 2 godzinną rozrywkę pod tytułem Jak to jest być geiszą. Za 10 tysięcy jenów można zrobić sobie sesję zdjęciową w profesjonalnym studio fotograficznym w kostiumach maiko lub geiko. My wybrałyśmy te pierwsze, jako, że stroje i fryzury praktykantki są bardziej kolorowe i efektowne niż dojrzałej i dystyngowanej geiko. Cała operacja trwała około2-ch godzin. Najpierw zrobiono nam makijaż a potem trzy małe japoneczki ubierały dwie gadziny- wieże w kimona, wiązały obi  i zakładały peruczki. Obie stwierdziłyśmy zgodnie, że to bardzo ciężka praca. Biała farba wysusza skórę twarzy, ubranie ciśnie i nie można w nim normalnie oddychać, niewygodne i wielce karkołomne jest poruszanie się w śliskich skarpetkach włożonych do wysokich klapek okobo. Moje były o dobrych parę numerów za małe a na Marlenkę w ogóle nie było rozmiaru. Po zakończonej sesji tragicznie rozbolała ją głowa od tej małej peruczki, ciasno przylegającej do skroni. Byłyśmy naprawdę zmęczone po tym kolorowym szaleństwie. A w przypadku geisz dodać do tego trzeba jeszcze kilkugodzinny wieczór w pracy czyli granie na instrumentach, tańczenie, śpiewanie i zabawianie klientów. Jest to jednym słowem profesja, której należy się ogromny szacunek. Dla nas było to bardzo fajne doświadczenie i super zabawa.



Japonia Japonia

Japonia Japonia
 

Aby nie marnować ostatniego wieczoru w Kioto poszłyśmy do Gion Corner Theatre na godzinne przedstawienie japońskiej kultury i sztuki w pigułce. W ciągu tego krótkiego czasu w programie znalazła się sado ceremonia parzenia herbaty (właściwie w japonii nazywana drogą herbaty), ikebana sztuka układania kwiatów, koto music gra na japońskiej cytrze, gagaku czyli elegancka muzyka klasyczna połączona z tańcem kyogen komedia grana jako wstęp do sztuk Noh, przeciwstawna do klasycznego teatru japońskiego. Jest realistyczna, pozbawiona symboliki i posługuje się współczesnym, zrozumiałym językiem. Kyomai czyli Kioto style dance wykonywany przez 2 maiko. Na koniec obejrzałyśmy fragment sztuki bunraku czyli japońskiego teatru kukiełkowego. Każda lalka biorąca udział w przedstawieniu jest poruszana przez 3 osoby, widoczne na scenie. Średnia wielkość takiej postaci to 1/3 wysokości człowieka. Dzięki zaawansowanej technice lalki bunraku potrafią wykonać praktycznie te same czynności co aktor na scenie. Zgina im się wszystko łącznie z palcami rąk, a do tego zmienia mimika twarzy. Po chwili dosłownie człowiek zapomina, że kukiełka jest poruszana przez sześć rąk i nie zwraca już uwagi na ich właścicieli jedynie z zafascynowaniem ogląda wirtuozerię ruchu w wykonaniu lalki. Trochę byłyśmy rozczarowane dwiema pierwszymi pozycjami, nawet nam gadzinom wydawały się potraktowane po macoszemu i trochę mierne. Ale za to pozostałe punkty programu dają widzowi mgliste przynajmniej wyobrażenie o japońskim teatrze. Największe wrażenie wywarło na nas jednak bunraku. Różnica między tym co widziałam w telewizji a żyjącą praktycznie własnym życiem lalką była kolosalna. Mogłabym przysiąc, że oddychała, a już na pewno, że posiada własną, niepowtarzalną osobowość ;). Nie udało nam się tutaj zobaczyć kabuki dlatego postanowiłyśmy wrócić do tematu teatru w Tokyo. 



Japonia Japonia

Japonia Japonia
 


 


 



 



Powrót


| Polityka Prywatności | Kontakt: ingeborge@wp.pl |